Opublikowany przez: centaurek 2011-01-23 16:47:47
Historia zaczęła się niewinnie. Charles Ponzi, włoski imigrant mieszkający w Montrealu, pracował w banku. I tu zauważył, że mimo ogromnych kłopotów finansowych instytucja, w której pracował, oferuje dwukrotnie większe oprocentowanie lokat niż konkurencja. Jak to możliwe? Odpowiedź była prosta - wysokie oprocentowanie przyciągało klientów i to z ich wkładów płacono odsetki starym klientom. Im więcej nowych klientów przybywało, tym więcej wypłat można było zrobić. Ale klientów nie mogło przybywać w nieskończoność - w pewnym momencie zabrakło na wypłaty. Właściciel banku zwinął się z pieniędzmi i uciekł do Meksyku, a Charles Ponzi z resztą pracowników został na lodzie.
Brak pracy doprowadził go do upadku - trafił na kilka lat do więzienia. I tam poznał Charlesa Morse'a - spekulanta, który poznał go z wieloma nielegalnymi metodami biznesowymi. Ale Ponzi chciał być uczciwy - po wyjściu z więzienia ożenił się i próbował znaleźć swoje miejsce w życiu. Tyle, że było coraz ciężej. Aż w końcu przypomniał sobie działalność oszukańczego banku, przypomniał sobie rozmowy z Morse'm i... postanowił działać.
W tamtych czasach istniało coś takiego jak IRC - międzynarodowy znaczek pocztowy, który można było nakleić na zamówienie z katalogu i odesłać je do firmy, w której dokonuje się zamówienia. Znaczek akceptowały wszystkie rozwinięte kraje, ale jego wartość w USA była kilkukrotnie większa niż np. we Włoszech. Cóż zatem prostszego, niż wysłanie dolarów do Włoch, zakup tanich znaczków po cenie włoskiej, przywóz do USA i sprzedaż po cenie amerykańskiej?
Pierwsze oferty inwestycji, zwracającej 50% zysku po 45 dniach rozesłał po znajomych. Zainwestowali, a po 45 dniach faktycznie otrzymali zwrot zainwestowanej kwoty plus zysk. Zainwestowali zatem ponownie, a wraz z nimi inni ludzie, którzy dowiedzieli się o cudownej inwestycji poczta pantoflową. Kiedy po 45 dniach znowu wszyscy otrzymali wypłatę, rozpoczął się istny boom. Ponzi rozbudował firmę inwestycyjną, zatrudniał sprzedawców a zyski rosły lawinowo. 5 tysięcy dolarów w lutym 1920, 30 tysięcy w marcu, 420 tysięcy w kwietniu... Sześć miesięcy później zyski liczone były w milionach.
Po raz pierwszy pojawiły się glosy, że to oszustwo. Część inwestorów gwałtownie zaczęła się domagać zwrotów. Otrzymali całą kwotę - co do centa. Wiarygodność Ponziego znowu wzrosła i wbrew opiniom sceptyków ludzie zaczęli znowu inwestować w firmę. W szczytowych momentach inwestowano 250 tysięcy dolarów dziennie!
Tymczasem kilku dziennikarzy dotarło do intrygujących informacji. Że Ponzi nie inwestuje własnych pieniędzy w firmę. Że aby spłacić swe zobowiązania, w obiegu musiałoby być 160 milionów znaczków, podczas gdy było ich niespełna 30 tysięcy.
I choć po kolejnym masowym wycofywaniu pieniędzy Ponzi wypłacił inwestorom ponad 2 miliony dolarów, wszystko zaczęło się sypać. W sierpniu Ponzi został aresztowany i skazany na pięć lat więzienia, a trzy lata później wydłużono mu okres odsiadki o kolejnych 9 lat.
Wydawać by się mogło, że taki numer udaje się tylko raz. Okazało się, że naiwnych nie brakuje. Od 2007 roku Bernard Maddoff budował swą gigantyczną piramidę. Dostęp do "inwestycji" miała tylko elita - kwota wpłacana przez inwestorów nie mogła być mniejsza niż 10 milionów dolarów. Nic dziwnego, że na liście oszukanych figurują nazwiska i firmy oraz banki znane z pierwszych stron gazet. Szacuje się, że całkowita suma wyciągnięta od klientów przez Maddofa przekraczała 35 miliardów dolarów. I nawet 1050 lat więzienia, na które skazany został oszust nie zmienia faktu, że nawet bogaci bywają naiwni jak dzieci.
Najbardziej drastycznym przypadkiem działania piramid finansowych jest Albania. W 1997 roku zamieszki spowodowały tam śmierć ponad 2000 osób. Przyczyna? Upadek kilku piramid finansowych, w których uczestniczyło prawie 70% (!!!) mieszkańców kraju (zyski oszustów szacuje się na 1,2 miliarda dolarów).
Jedną z pierwszych polskich piramid był Bioferm. Swego czasu pojawiły się reklamy firmy, która oferowała tajemniczy proszek. Należało go zalać mlekiem, odczekać pewien czas aż proszek sfermentuje i wytworzy się seropodobna substancja. Następnie substancja ta miała być odkupywana przez firmę po cenie 100% większej niż cena zakupu. Jak zapewniała firma, miał on służyć do produkcji kosmetyków. Schemat oszustwa był oczywiście ten sam - pierwszym klientom bez mrugnięcia okiem wypłacano pieniądze, pochodzące z wpłat nowych klientów, co zwiększało wiarygodność firmy. Klienci walili zatem drzwiami i oknami, kupując magiczny proszek. Po dwóch miesiącach okazało się, że biura firmy są zamknięte, a klienci, którzy nierzadko zapożyczali się u rodziny i w bankach, zostali na lodzie. Oficjalnie mówi się o 20 tysiącach poszkodowanych, ale liczba ta była prawdopodobnie co najmniej dwukrotnie wyższa.
Co ciekawe - niedawno identyczna afera miała miejsce w Chile. Tam również w grę wchodził magiczny proszek i serek, sprzedawany rzekomo firmom kosmetycznym. Zbieżność okazała się nieprzypadkowa - jednym z bohaterów oszustwa był Tomasz Wróblewski, twórca... Biofermu!
Twórcy piramid wykorzystują naturalną dążność człowieka do szybkiego wzbogacenia się. Nie chcemy kraść, chcemy wzbogacić się uczciwie - nic dziwnego, że szukamy okazji do legalnego zarobku. Ale po drugiej stronie barykady czyhają oszuści liczący na to, że niektórym z nas nie zapali się czerwona lampka ostrzegawcza mówiąca - uważaj, coś tu jest nie tak. Mimo afer Biofermu, Skyline, BKO Grobelnego i wielu innych nadal łapiemy się na różne "okazje". Chcemy być bardziej cwani niż inni, ale...
... Ale okazuje się, że to inni są bardziej cwani.
Uważajmy zatem.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.